
Przepisz poniższy kod
aby odtworzyć film
„Sny o miłości” to subtelna, poruszająca opowieść o pierwszym zakochaniu – pełnym niepewności, tęsknoty i emocjonalnych zawirowań. Siedemnastoletnia Johanne (Ella Øverbye) przeżywa coś, co wiele nastolatek zna aż za dobrze: zakochuje się w nauczycielce. Trudno się jej dziwić – Johanna (Selome Emnetu) jest charyzmatyczna, młoda, ciepła, a nawet ich imiona zdają się być lustrzanym odbiciem. Idealna projekcja dla kogoś, kto dopiero poznaje siebie.
W świecie, który oferuje więcej aplikacji niż zrozumienia, Johanne czuje się coraz bardziej osamotniona. Rówieśnicy widzą, że coś się zmienia, ale ich jedyną odpowiedzią jest polecenie… internetowej terapii. Tymczasem w dziewczynie narasta emocjonalny chaos – niejednoznaczny, intensywny, trudny do uchwycenia.
Nie mogąc znaleźć ujścia dla swoich uczuć, Johanne sięga po coś prostego, ale zarazem najbardziej osobistego – papier i długopis. Pisanie staje się dla niej nie tylko formą ucieczki, ale i próbą zrozumienia siebie. W efekcie emocjonalnego chaosu Johanne powstaje książka – coś pomiędzy intymnym dziennikiem a próbą zrozumienia samej siebie. Dla niej staje się ona doraźnym narzędziem terapeutycznym, a dla widza – osią narracyjną całego filmu. To właśnie z jej stron płyną słowa z offu, które towarzyszą większości scen, nadając opowieści liryczny, wewnętrzny rytm.
Zabieg ten, który w wielu filmach dystansuje odbiorcę od bohaterów, tutaj działa odwrotnie – zbliża nas do Johanne bardziej niż cokolwiek innego. Sprawna, przejmująca proza zamienia każdy moment codzienności w coś głęboko introspekcyjnego, nadając zwykłym gestom i spojrzeniom emocjonalną gęstość.
Ella Øverbye gra niemal w ciszy – jej twarz, ledwo poruszona, delikatnie smutna i pełna nieobecności, staje się ekranem dla burzy, jaka szaleje wewnątrz. Reżyser Yngvild Sve Flikke (w oryginale Joachim Trier – jeśli to błąd nazwiska, możemy poprawić) z wyjątkowym wyczuciem pokazuje wszystkie odcienie zauroczenia – od egocentrycznej nadinterpretacji każdego gestu po obsesję, która coraz mniej dotyczy drugiej osoby, a coraz bardziej własnych emocji i ich intensywności.
„Sny o miłości” to film ciepły jak moherowy sweter i jednocześnie ostry jak przypadkowe ukłucie szydełkiem – subtelna opowieść o pierwszym zakochaniu, które potrafi jednocześnie otulić i zranić. Bohaterką historii Haugeruda jest 17-letnia Johanne – cicha obserwatorka, która zakochuje się w swojej nauczycielce. To uczucie staje się dla niej nie tylko emocjonalnym przebudzeniem, ale i przyspieszonym kursem złożonej geografii serca.
Z tej burzy rodzi się coś więcej niż zauroczenie – Johanne, w geście samoanalizy, zaczyna pisać własną kronikę miłości i pożądania. Ale czy zapisane tam słowa to odbicie rzeczywistości, czy raczej wyobrażenia zrodzone z potrzeby bliskości i akceptacji? Czy granice zostały przekroczone, czy tylko narysowane w emocjonalnej wyobraźni?
Film Haugeruda to rzadkie połączenie bezwstydnego romantyzmu z przenikliwą refleksją nad współczesnym językiem uczuć. Zanurzony w duchu Érica Rohmera, opowiada o miłości jako rozmowie – często niedokończonej, niejednoznacznej, prowadzonej pomiędzy pokoleniami, ale też w sobie samej. To także jeden z niewielu filmów artystycznych, który pokazuje rodzinę nie jako źródło konfliktu, lecz jako przestrzeń wsparcia, czułości i bezpiecznego schronienia.
Nastolatki potrafią zawłaszczyć każdą przestrzeń, wymagają pełnej uwagi i nie znoszą, gdy świat nie kręci się wokół ich emocji. Johanne, główna bohaterka Snów o miłości, doskonale wpisuje się w ten archetyp. Zagrana z wyczuciem przez Ellę Øverbye (znaną z Naszych dzieci, 2019), jest zarazem irytująca i rozczulająca, neurotyczna i szczera, a przede wszystkim – do bólu ludzka.
To opowieść spleciona z czułości i napięcia – na przemian nostalgiczna i niepokojąca. Film Haugeruda z gracją balansuje między urokiem pierwszej miłości a cieniem nieuchwytnej granicy. I choć Johanne roztacza wokół siebie aurę absolutnej ważności, trudno oderwać się od jej świata – bo w tej młodzieńczej intensywności każdy z nas może odnaleźć coś znajomego.
Choć osią historii jest rozwijające się powoli, pełne napięcia pierwsze zauroczenie Johanne do nauczycielki – to, co najważniejsze, kryje się gdzieś głębiej. Punktem ciężkości opowieści staje się bowiem tekst – nowela, którą dziewczyna pisze nie tylko po to, by ocalić wspomnienia, ale też by spojrzeć na siebie z dystansu, zrozumieć to, co wydarzyło się między słowami i spojrzeniami.
To literacka próba uchwycenia emocji, które rozsadzały ją od środka. Ale słowa, raz zapisane, przestają należeć wyłącznie do niej. Niosą ciężar – emocjonalny, społeczny, rodzinny. Wymagają konfrontacji z czytelnikiem, z osądem, z prawdą. Johanne wie, że to błąd, a jednak ulega – zostawia rękopis babci, pisarce z czasów feministycznej rewolucji, której młodość upłynęła w zupełnie innej atmosferze wolności i buntu. Potem tekst trafia do matki.
I właśnie w tej międzypokoleniowej lekturze zapisanych emocji rozgrywa się drugi, równie poruszający dramat. Starsze kobiety – strażniczki rodzinnych historii i własnych ran – początkowo czytają z przerażeniem, ale wkrótce pojawia się ciekawość, a nawet zrozumienie. Wspomnienia siedemnastolatki, pełne erotycznego napięcia, tęsknoty i niedopowiedzeń, stają się lustrem – dla wszystkich bohaterek.
Mariusz to prawdziwy pasjonat kina – bez względu na gatunek liczy się dla niego przede wszystkim dobra historia, silne emocje i wyraziste postacie, które zostają w pamięci. Choć ceni filmową różnorodność, szczególne miejsce w jego sercu zajmują komedie romantyczne. Bliski jest mu również świat komiksów i anime. Kulturę chłonie w każdej postaci – regularnie odwiedza kino, teatr, koncerty, a od czasu do czasu także muzeum. Najczęściej można go spotkać na ulicach Wrocławia, gdzie spacerując, czerpie inspirację z miejskiego klimatu.
Komentarze
Sortowanie według najpopularniejszych