
Przepisz poniższy kod
aby odtworzyć film
Akcja całego filmu Mickey 17 online rozgrywa się w mroźnej przyszłości, na skutej lodem i pełnej tajemnic planecie Niflheim – nowym froncie ludzkiej ekspansji w kosmosie. Tytułowy Mickey (Robert Pattinson) to członek kolonizacyjnej ekspedycji, zatrudniony do najbardziej ryzykownych, wręcz samobójczych zadań. Zgłosił się sam – nie z bohaterstwa, lecz z braku alternatyw. Nikt inny nie chciał podjąć się pracy, która w razie śmierci kończy się… wydrukiem nowego ciała.
Dzięki przełomowej technologii, Mickey za każdym razem „wraca do życia” – jego świadomość trafia do nowej, biologicznie identycznej wersji. Wspomnienia są w większości zachowane, ale z czasem pojawiają się rysy. Kolejne kopie wnoszą subtelne różnice – nie tylko w zachowaniu, ale i w tożsamości. Mickey zaczyna mieć wątpliwości: kim naprawdę jest, skoro jego „ja” można odtworzyć jak dokument z chmury?
Gdy pewnego dnia procedura klonowania się wymyka – dosłownie – spod kontroli, rodzi się niepokojące pytanie: co się stanie, gdy Mickey przestanie być jeden? A co, jeśli każda kolejna wersja ma własny plan? Mickey 17 cały film błyskotliwie balansuje między egzystencjalnym dramatem a klaustrofobicznym sci-fi z domieszką grozy, stawiając pytanie nie tyle o przyszłość ludzkości, co o granice samego człowieczeństwa. W jego filmowym świecie – tak bliskim naszemu – to nie empatia napędza rozwój cywilizacji, lecz bezwzględność. Innowacja? Owszem. Ale za jaką cenę? Dla psychopatów wizja postępu przewyższa wartość ludzkiego życia. Mały krok dla człowieka, wielki dla ludzkości – nawet jeśli po drodze giną jednostki.
Brzmi znajomo? Nic dziwnego – żyjemy w czasach, w których twórcy brutalnych technologii czy bezduszni liderzy korporacji stają się nowymi demiurgami. Nie interesuje ich, co czujemy – interesuje ich, co działa. I co się sprzeda. Bong Joon-ho puszcza tu oko do „American Psycho”, sugerując, że pierwsze testy rewolucyjnych rozwiązań przeprowadza się na tych, których społeczeństwo już dawno skreśliło – bezdomnych, zadłużonych, zdesperowanych. Gdy zadziała – rusza machina, a produkt trafia na rynek. Tym razem jednak klientem jest… ludzkość.
Nie ma znaczenia, czy te „eksperymenty” usprawiedliwia się nauką, czy ekonomią. Wystarczy presja długu, groźba utraty dachu nad głową, niewidzialna dłoń systemu ściskająca gardło. Koreańskie kino, z „Squid Game” na czele, pokazuje to od lat: desperacja czyni z nas ochotników do gier, których zasad nie rozumiemy – i w których przegrana często oznacza śmierć. Zmysły grają tu pierwsze skrzypce. Bohater przeżywa świat nie przez pryzmat wielkich idei, lecz przez drobne, cielesne detale: dotyk skóry Nashy, zapach włosów Kai, smak dań, które odpychają go lub pozostają niezauważone. To właśnie dzięki takim analogowym, codziennym bodźcom Mickey 17 cały film po polsku nabiera życia – choć dzieje się w chłodnym, cyfrowym wszechświecie.
Jedzenie przypomina tu papkę z przyszłości, dosłownie i metaforycznie dzieląc pasażerów według klas. Pracownicy dostają na tackę coś, co wygląda jak sprasowany przecier; Mickey za próbę podniesienia grzanki słyszy z głośnika zimne ostrzeżenie: „Przekroczyłeś limit o siedem kalorii„. Tymczasem Ylfa (Toni Collette), arystokratka dryfująca na szczycie tej społecznej piramidy, raczy się czymś o podobnej konsystencji, ale z zupełnie innym znaczeniem. To sos – esencja luksusu.
Dla niej sos nie jest dodatkiem, lecz lustrem cywilizacji. Przypomina kuchenne dzieła sztuki z ekskluzywnych restauracji: mikroskopijne porcje pośrodku talerzy większych niż potrzeba, otoczone precyzyjnie rozmieszczonymi kroplami smaków. Jej celem nie jest nasycenie – lecz uniesienie. Zachwyt. Dowód, że nawet w przestrzeni kosmicznej człowiek nie przestaje marzyć o wyrafinowaniu – choćby pod postacią aromatycznego dressingu.
Nowe szaty króla niby robią wrażenie, ale przy bliższym spojrzeniu widać, że krawiec się pospieszył. Tu jakiś guzik wisi na włosku, tam nitka wystaje spod mankietu. Całość prezentuje się nieźle – fason ciekawy, materiał przyjemny – ale gdy bohater zaczyna chodzić, okazuje się, że coś nie leży. Najbardziej uwiera zakończenie, które przypomina niezgrabnie doszyty tren: zbyt ciężki, zbędny, brudzący się w pierwszej kałuży sensu. A szkoda, bo początek był obiecujący. Elegancka linia, przyciągające oko detale, kilka autorskich przeszyć. Niestety, brakuje tu precyzji, a projektant chyba pogubił wykroje. Mimo to warto przymierzyć – może akurat komuś dobrze się ułoży na ramionach. Bo choć fason nieco asymetryczny, to skrojony z intencją: żebyśmy poczuli, że jesteśmy z krwi i kości.
Miłośnik kina i założyciel serwisu, który swoją pasję do filmów rozwija od najmłodszych lat. Zaczynał od fascynacji filmami akcji, a dziś z równym entuzjazmem śledzi premiery kinowe i przeszukuje katalogi platform VOD. Regularnie publikuje recenzje, aktywnie udziela się na forach i nie omija żadnej ważnej premiery. Największą sympatią darzy dynamiczne thrillery, inteligentne komedie oraz produkcje, które wciągają widza od pierwszych minut. Szczególnie ceni dobre scenariusze, budowanie atmosfery i silne emocje – od napięcia po wzruszenie.
Komentarze
Sortowanie według najpopularniejszych