Historia głównego bohatera zamienia się w przestrzeń do egzystencjalnych rozważań – życie jawi się tu jako nieustanny marsz ku zrozumieniu własnego celu, który staje się filarem szeroko pojętego szczęścia. To również narracja o oślepiającej sile nadziei oraz o nieuchronności przemijania: zmienia się nie tylko świat wokół, lecz także spojrzenie tego, kto go kontempluje. Przez cały czas pulsuje potrzeba bliskości – tak prosta, a zarazem tak trudna do zaspokojenia.
Całość oplata osobliwa, pełna finezji estetyka wizualna, dzięki której emocje zdają się wręcz przelewać poza kadr. Sceny, w których Robert na chwilę wymyka się codziennym troskom i zanurza w rodzinnej czułości, tętnią łagodnym, niemal uzdrawiającym ciepłem. Adolpho Veloso imponuje operatorskim kunsztem, choć nie każdy z jego formalnych pomysłów wzbudził we mnie równie mocny zachwyt.

Opowieść zostaje ujęta w ramy niemal kwadratowego formatu – kadry wyglądają jak stare, lekko wypłowiałe zdjęcia, które łączą się w ruchomy album wspomnień. Można odnieść wrażenie, że twórcy próbują w ten sposób jeszcze bardziej zacieśnić aurę intymności, choć w gruncie rzeczy cały film Sny o pociągach online nie potrzebuje takiego zabiegu – jego emocjonalna bliskość jest już wyczuwalna i wystarczająco nośna. Paradoksalnie jednak ten zabieg tworzy pewien mur między widzem a bohaterem, a dystans ten dodatkowo potęguje nadmiernie wylewny narrator.
Szczegółowe, wręcz nachalne komentowanie stanów uczuciowych bohatera okazuje się zbędne – narracja odsłania to, co i tak pięknie tętni pod powierzchnią, nie pozwalając, aby cisza czy niedopowiedzenie zrobiły swoją robotę. Zamiast pozwolić emocjom oddychać, narrator dopowiada to, co miało się wybrzmieć samo. Reżyser Clint Bentley sprawia tym wrażenie, jakby nie do końca ufał wrażliwości odbiorcy, a nadmierne formalne ozdobniki uszczuplają siłę historii, odbierając jej część naturalnego potencjału.
„Sny o pociągach” to film o tym, jak człowiek próbuje oswoić stratę — lub jak kompletnie sobie z nią nie radzi. To historia, która pokazuje, że sama nadzieja bywa ostatnią kotwicą trzymającą nas przy życiu, nawet wtedy, gdy wszystko inne już dawno odpłynęło. To kino powolne, przemyślane i wielowarstwowe – zdecydowanie nie stworzone po to, by bawić. Raczej by skłonić do zadumy nad współczesnością, która tak odległa jest od świata sprzed lat.
To film szukający odpowiedzi na pytania o to, co naprawdę stanowi sedno egzystencji i jak żyć dalej, gdy owo sedno zostaje utracone. Ukazuje życie przez pryzmat spotkań z ludźmi, którzy często nie zdają sobie sprawy, jak bardzo zmienili czyjś los.
Produkcja zachwyca obrazem – zdjęcia są wyjątkowe, natura maluje się na ekranie jak żywy pejzaż, a krajobrazy przenoszą nas do czasów już minionych. Strona techniczna oferuje kilka śmiałych rozwiązań wizualnych, które cieszą oko. Film świadomie wraca do korzeni narracji – jest staroświecki w formie, a dzięki temu niezwykle świeży. I choć osadzony jest w nostalgicznej estetyce, to fundament fabularny pozostaje zaskakująco mocny. Wszystkie elementy składają się tu w harmonijną całość, która aspiruje do miana czegoś naprawdę wyjątkowego.
Sny o pociągach cały film porusza, rozpiera serce, zostawia widza z emocjami, od których trudno się otrząsnąć. Finał domyka tę historię w sposób piękny i prosty zarazem. Przez cały seans obserwujemy życie zwykłego człowieka – nie bohatera z legend, ale kogoś, kto po prostu trwa, niezależnie od tego, czy los sprzyja, czy rzuca kłody pod nogi. Świat toczy się razem z nim i mimo niego. To inteligentnie napisany, dojrzały scenariusz, który został z niezwykłą wrażliwością przełożony na język kina. Łzowa, ale oczyszczająca podróż przez istnienie jednego człowieka. Wielkie kino, które – miejmy nadzieję – zostanie dostrzeżone, docenione i szeroko omówione.

To, z jaką delikatnością, wrażliwością i skupieniem utkano ten film, mogłoby śmiało zasłużyć na wyróżnienie w kategorii „najczulsze kino roku”. Jest w nim coś niezwykłego — jakby twórcy, od reżysera po aktorów, operatora i kompozytora, świadomie zeszli na drugi plan, pozwalając, by to sama opowieść mówiła najgłośniej. A przecież każdy z nich wniósł tu pracę na najwyższym poziomie. Może to właśnie ukryte ego jest sekretem tej siły?
Lubimy się przecież obsadzać w rolach „kowali swojego losu”, „autorów własnego scenariusza”, powtarzać życiowe maksymy o „ścieleniu sobie łóżka”. Kolekcjonujemy metafory samostanowienia, niczym talizmany mądrości, które chętnie rozdaje się innym. Sny o pociągach cały film po polsku przewraca ten porządek na chwilę do góry nogami. Delikatnie kwestionują mit „zwykłego życia”, przypominając, że żadna egzystencja nie jest banalna. Każda jest jedyna w swoim rodzaju. Nie jesteśmy ani kowalami, ani scenarzystami — bardziej partnerami życia. A jego sens rodzi się w relacji, którą z nim pielęgnujemy — albo zaniedbujemy.
Miłośnik kina i założyciel serwisu, który swoją pasję do filmów rozwija od najmłodszych lat. Zaczynał od fascynacji filmami akcji, a dziś z równym entuzjazmem śledzi premiery kinowe i przeszukuje katalogi platform VOD. Regularnie publikuje recenzje, aktywnie udziela się na forach i nie omija żadnej ważnej premiery. Największą sympatią darzy dynamiczne thrillery, inteligentne komedie oraz produkcje, które wciągają widza od pierwszych minut. Szczególnie ceni dobre scenariusze, budowanie atmosfery i silne emocje – od napięcia po wzruszenie.