Harry Potter i Komnata Tajemnic: Bazyliszek robi pogrom w Hogwarcie

Bogdan Maliszewski15 grudnia, 2025

Jednym z największych atutów „Komnaty Tajemnic” pozostaje scenografia — imponująco namacalna i oszczędna w cyfrowych sztuczkach. Komputerowe efekty zostały tu ograniczone do minimum i nawet po kilkunastu latach od premiery pozostają niemal niewidoczne. Na każdym kroku czuć monumentalność Hogwartu: korytarze kryjące sekrety za każdym zakrętem, półmrok rozświetlający tylko wybrane fragmenty zamku, atmosfera tajemnicy unosząca się nad całym miejscem.

Harry Potter i Komnata Tajemnic cały film – druga część przygód mini-czarodzieja

Szkoda jednak, że bohaterowie tak rzadko pozwalają sobie na zwyczajne „bycie” w tej przestrzeni. Gdy już wyruszają na eksplorację szkoły, niemal natychmiast trafiają na fabularnie istotne odkrycia. Brakuje luźniejszych rozmów, spokojnych wędrówek po korytarzach, chwil oddechu, które pozwoliłyby wyhamować tempo narracji. Historia bardzo szybko i konsekwentnie wraca na główne tory.

Owszem, pojawiają się lekcje czarodziejstwa, ale i one wydają się niewykorzystane. Zamiast służyć pogłębianiu świata przedstawionego, podporządkowano je niemal wyłącznie wątkowi przewodniemu — jakby twórcy obawiali się, że widzowie nie znoszą niedopowiedzeń. Pod tym względem „Kamień Filozoficzny” wypadał nieco lepiej, pozwalając sobie na więcej swobody i magii codzienności.

Pod względem aktorskim najmocniejszym punktem filmu pozostaje Richard Harris jako profesor Albus Dumbledore. Jego interpretacja emanuje spokojem i autorytetem, budząc poczucie bezpieczeństwa zarówno u bohaterów, jak i widzów. Równie bezbłędnie wypada Alan Rickman w roli Severusa Snape’a — konsekwentnie kreuje postać mroczną, chłodną i wyraźnie wrogą wobec Harry’ego Pottera, nie pozostawiając miejsca na półtony.

Petryfikacje uczniów, mroczny las i niepokojący mieszkańcy

W gruncie rzeczy większość dorosłych ról obsadzono aktorami o ogromnym doświadczeniu, którzy bez trudu udźwignęli swoje zadania, nadając filmowi solidny fundament. Zupełnie inaczej wypada młodsza część obsady. Nastoletni bohaterowie momentami brzmią nienaturalnie i sprawiają wrażenie jeszcze nie do końca oswojonych z kamerą. Na ich tle wyraźnie wyróżnia się Emma Watson, która jako bystra, ambitna czarodziejka z burzą włosów i imponującą wiedzą szybko zdobyła sympatię widzów i zapowiedziała przyszłą karierę.

  1. Daniel Radcliffe i Rupert Grint również wypadają poprawnie, choć w ich przypadku potencjał objawił się w pełni dopiero w kolejnych częściach serii.
  2. To tam zaczęli naprawdę błyszczeć i przyciągać uwagę producentów, stopniowo dojrzewając razem ze swoimi bohaterami.
  3. Trzeba jednak uczciwie uprzedzić dorosłych widzów: miejscami mogą poczuć znużenie, a niektóre fabularne niekonsekwencje czy logiczne skróty potrafią irytować.
  4. To jednak w dużej mierze zarzuty pod adresem literackiego pierwowzoru — i to formułowane raczej półgębkiem niż z pełnym przekonaniem.

Warto też jasno zaznaczyć jedno: „Komnata Tajemnic” bywa momentami prawdziwym horrorem. Cyfrowo wykreowane potwory — gigantyczne pająki i im podobne koszmary — potrafią skutecznie odebrać sen na kilka kolejnych nocy. Do tego dochodzą napisy pojawiające się na murach krwią, petryfikacje uczniów, mroczny las i jego niepokojący mieszkańcy. J.K. Rowling stworzyła świat naprawdę przerażający — i być może właśnie temu zawdzięcza część swojego sukcesu.

Film o czarodzieju ogląda się przyjemnie

Tyle że film idzie jeszcze krok dalej. Reżyser i jego ekipa odpowiedzialna za budowanie grozy wyraźnie podkręcili napięcie. Pytanie tylko, czy nie przekroczyli granicy? Czy intensywność tych scen to świadomy zabieg, czy już niepotrzebna przesada? Żadne negatywne opinie nie są w stanie powstrzymać fanów Harry’ego Pottera przed wizytą w kinie — i zresztą nie o to tu chodzi. Kolejny kasowy sukces wydaje się przesądzony; ten tytuł jest na niego po prostu skazany. Co więcej, film ogląda się naprawdę przyjemnie: fabuła potrafi wciągnąć, aktorstwo może nie zachwyca, ale jest w pełni akceptowalne i nie wybija z rytmu seansu.

W gruncie rzeczy jest tylko jeden element, który budzi poważniejsze zastrzeżenia — polski dubbing. Wyraźnie skierowany do najmłodszych widzów, którzy nie nadążyliby za napisami, dla mnie okazał się irytujący. Sztuczny, rozwlekły i zbyt nachalny, skutecznie rozpraszał uwagę i odbierał części scen ich atmosferę. Dlatego moja rada jest prosta: jeśli nie macie problemu z czytaniem napisów, wybierzcie seans w wersji oryginalnej. Poza tym — przeciwwskazań brak.

Bogdan Maliszewski

Miłośnik kina i założyciel serwisu, który swoją pasję do filmów rozwija od najmłodszych lat. Zaczynał od fascynacji filmami akcji, a dziś z równym entuzjazmem śledzi premiery kinowe i przeszukuje katalogi platform VOD. Regularnie publikuje recenzje, aktywnie udziela się na forach i nie omija żadnej ważnej premiery. Największą sympatią darzy dynamiczne thrillery, inteligentne komedie oraz produkcje, które wciągają widza od pierwszych minut. Szczególnie ceni dobre scenariusze, budowanie atmosfery i silne emocje – od napięcia po wzruszenie.

Udostępnij: