Film Lee Unkricha to prawdziwa uczta dla zmysłów, w której każdy kadr pulsuje duchem meksykańskiej kultury. Twórcy z rozmachem łączą latynoskie rytmy z mistyką wierzeń powstałych na styku chrześcijaństwa i kultu Santa Muerte. Całość okraszona jest lekkim humorem oraz zatopiona w kalejdoskopie intensywnych barw – z dominującym pomarańczem i fioletem, które tworzą niezwykłą, niemal magiczną atmosferę.

„Coco” nie jest zwykłą animacją na jeden wieczór, którą ogląda się tylko dla dziecięcej zabawy. To poruszająca, pełna ciepła opowieść o pamięci i przemijaniu, spleciona z refleksją nad tym, czym naprawdę jest życie po śmierci. W świecie filmu umierają dopiero ci, o których pamięć zanikła – dopóki jednak ich wizerunki zdobią domowe ołtarzyki, dopóty wciąż istnieją w sercach bliskich. To historia, która uczy oswajania się ze śmiercią, pokazując ją nie jako kres, lecz jako naturalną część ludzkiego doświadczenia. 
Ogromnym atutem jest też moralna złożoność, subtelnie wpisana w każdy wybór bohaterów. Film przypomina, że życie nigdy nie składa się z prostych odpowiedzi – każda decyzja niesie ze sobą ciężar, a każda wygrana ma swoją cenę. Podróż Miguela przez krainę zmarłych to nie tylko baśniowa przygoda, ale także metafora dorastania: lekcja o tym, że dobro i zło rzadko bywają jednoznaczne, a szczęście zawsze wymaga odwagi i poświęcenia.
„Coco” to nie tylko wizualna uczta dla oka, ale przede wszystkim mądra i wielowymiarowa opowieść. To historia o sile marzeń, determinacji i odwadze, by podążać własną drogą – nawet jeśli oznacza to sprzeciw wobec najbliższych. Jednocześnie film stawia przed widzem pytanie o granice: czy pogoń za marzeniami usprawiedliwia poświęcenie więzi rodzinnych? Choć schemat pogoni za pasją znamy już z wielu animacji, tutaj nic nie jest oczywiste, a fabularne zwroty potrafią naprawdę zaskoczyć.
Ogromną rolę odgrywa muzyka – nie jest jedynie ozdobnikiem, ale fundamentem narracji. Pojawia się wtedy, gdy rzeczywiście ma znaczenie, współgrając z emocjami bohaterów i rytmem całej historii. Do tego brzmi fantastycznie – nawet w polskiej wersji dubbingowej, która naprawdę zasługuje na pochwałę.

„Coco” podejmuje tematy trudne, o których rozmowa z dzieckiem często bywa dla rodziców wyzwaniem – takie jak śmierć, pamięć czy przemijanie – lecz robi to z czułością i niezwykłym wyczuciem. To film, który potrafi poruszyć zarówno młodszych, jak i dorosłych widzów, oferując każdemu coś głębokiego i ważnego. Wzruszeń nie brakuje, a towarzyszą one z taką szczerością, że trudno im się oprzeć. Uwaga – chusteczki naprawdę mogą się przydać.
Nie ma w tym nic zaskakującego – w końcu to Pixar – że największą siłą „Coco” jest opowieść. Choć na pierwszy rzut oka film wygląda jak kolorowa bajka dla dzieci, kryje w sobie znacznie więcej: refleksję o przemijaniu, pamięci i tym, co po nas zostaje. Dla najmłodszych może to być jedynie opowieść o przygodzie i rodzinie, ale dorosły widz nieraz poczuje znajome ściskanie w gardle i będzie dyskretnie walczył ze łzą. To jeden z tych seansów, które zaczynają się jak beztroska animacja, a kończą jak intymna rozmowa z samym sobą.
I tu rodzi się pytanie – czy „Coco” to rzeczywiście film dla dzieci? Kolorowa oprawa, zwariowany pies Dante i przyjemne piosenki tworzą atrakcyjny pakiet, ale prawdziwy ciężar gatunkowy tkwi w czymś innym – w gorzkiej, choć pięknej refleksji, że pamięć jest jedynym sposobem na nieśmiertelność.
Mam jednak jedno zastrzeżenie – muzyka. Owszem, jest poprawna, klimatyczna i dobrze oddaje meksykański charakter, ale nie zostaje w głowie na dłużej. Ilustracje muzyczne są raczej przewidywalne, a piosenki – choć sympatyczne – nie stały się przebojami, które nuciłoby się po seansie. Aż się prosiło, by ścieżka dźwiękowa była bardziej wyrazista, bogatsza w utwory, które weszłyby do kanonu. Tymczasem dostaliśmy coś solidnego, ale nie niezapomnianego.
Kocha kino, sztukę i wszystko, co związane z kulturą. Największą przyjemność sprawiają jej seanse, które pozwalają na chwilę oderwać się od codzienności. Najbliższe jej sercu są filmy grozy, zwłaszcza te z elementami thrillera i akcji. Z sentymentem wraca do bajek z dzieciństwa, ale z równie dużym zaangażowaniem śledzi najnowsze kinowe i serialowe premiery. Szczególnie ceni produkcje tworzone z pasją – takie, w których widać serce, autentyczność i pełne zaangażowanie twórców.