Coco to animacja, która wgniata w fotel nawet krytyków! [SPOILERY]

Monika Kunecka2 października, 2025

Film Lee Unkricha to prawdziwa uczta dla zmysłów, w której każdy kadr pulsuje duchem meksykańskiej kultury. Twórcy z rozmachem łączą latynoskie rytmy z mistyką wierzeń powstałych na styku chrześcijaństwa i kultu Santa Muerte. Całość okraszona jest lekkim humorem oraz zatopiona w kalejdoskopie intensywnych barw – z dominującym pomarańczem i fioletem, które tworzą niezwykłą, niemal magiczną atmosferę.

Coco cały film po polsku to absolutny hit

Coco” nie jest zwykłą animacją na jeden wieczór, którą ogląda się tylko dla dziecięcej zabawy. To poruszająca, pełna ciepła opowieść o pamięci i przemijaniu, spleciona z refleksją nad tym, czym naprawdę jest życie po śmierci. W świecie filmu umierają dopiero ci, o których pamięć zanikła – dopóki jednak ich wizerunki zdobią domowe ołtarzyki, dopóty wciąż istnieją w sercach bliskich. To historia, która uczy oswajania się ze śmiercią, pokazując ją nie jako kres, lecz jako naturalną część ludzkiego doświadczenia.

  • Największą siłą „Coco” jest spójność narracyjna – twórcy z niezwykłą precyzją prowadzą widza przez kolejne etapy historii, aż do finału, który wzrusza i zachwyca w równym stopniu.
  • Pixar nie odkrywa tu nowych lądów – motywy, które pojawiają się w filmie, znamy już z innych opowieści.
  • A jednak to, jak zostały splecione, sprawia, że całość działa niczym emocjonalna bomba – delikatna, a jednocześnie zdolna wycisnąć łzy z oczu.

Ogromnym atutem jest też moralna złożoność, subtelnie wpisana w każdy wybór bohaterów. Film przypomina, że życie nigdy nie składa się z prostych odpowiedzi – każda decyzja niesie ze sobą ciężar, a każda wygrana ma swoją cenę. Podróż Miguela przez krainę zmarłych to nie tylko baśniowa przygoda, ale także metafora dorastania: lekcja o tym, że dobro i zło rzadko bywają jednoznaczne, a szczęście zawsze wymaga odwagi i poświęcenia.

Muzyka nie jest jedynie ozdobnikiem, lecz fundamentem narracji

„Coco” to nie tylko wizualna uczta dla oka, ale przede wszystkim mądra i wielowymiarowa opowieść. To historia o sile marzeń, determinacji i odwadze, by podążać własną drogą – nawet jeśli oznacza to sprzeciw wobec najbliższych. Jednocześnie film stawia przed widzem pytanie o granice: czy pogoń za marzeniami usprawiedliwia poświęcenie więzi rodzinnych? Choć schemat pogoni za pasją znamy już z wielu animacji, tutaj nic nie jest oczywiste, a fabularne zwroty potrafią naprawdę zaskoczyć.

Ogromną rolę odgrywa muzyka – nie jest jedynie ozdobnikiem, ale fundamentem narracji. Pojawia się wtedy, gdy rzeczywiście ma znaczenie, współgrając z emocjami bohaterów i rytmem całej historii. Do tego brzmi fantastycznie – nawet w polskiej wersji dubbingowej, która naprawdę zasługuje na pochwałę.

„Coco” podejmuje tematy trudne, o których rozmowa z dzieckiem często bywa dla rodziców wyzwaniem – takie jak śmierć, pamięć czy przemijanie – lecz robi to z czułością i niezwykłym wyczuciem. To film, który potrafi poruszyć zarówno młodszych, jak i dorosłych widzów, oferując każdemu coś głębokiego i ważnego. Wzruszeń nie brakuje, a towarzyszą one z taką szczerością, że trudno im się oprzeć. Uwaga – chusteczki naprawdę mogą się przydać.

Film wygląda jak kolorowa bajka dla dzieciaków

Nie ma w tym nic zaskakującego – w końcu to Pixar – że największą siłą „Coco” jest opowieść. Choć na pierwszy rzut oka film wygląda jak kolorowa bajka dla dzieci, kryje w sobie znacznie więcej: refleksję o przemijaniu, pamięci i tym, co po nas zostaje. Dla najmłodszych może to być jedynie opowieść o przygodzie i rodzinie, ale dorosły widz nieraz poczuje znajome ściskanie w gardle i będzie dyskretnie walczył ze łzą. To jeden z tych seansów, które zaczynają się jak beztroska animacja, a kończą jak intymna rozmowa z samym sobą.

I tu rodzi się pytanie – czy „Coco” to rzeczywiście film dla dzieci? Kolorowa oprawa, zwariowany pies Dante i przyjemne piosenki tworzą atrakcyjny pakiet, ale prawdziwy ciężar gatunkowy tkwi w czymś innym – w gorzkiej, choć pięknej refleksji, że pamięć jest jedynym sposobem na nieśmiertelność.

Mam jednak jedno zastrzeżenie – muzyka. Owszem, jest poprawna, klimatyczna i dobrze oddaje meksykański charakter, ale nie zostaje w głowie na dłużej. Ilustracje muzyczne są raczej przewidywalne, a piosenki – choć sympatyczne – nie stały się przebojami, które nuciłoby się po seansie. Aż się prosiło, by ścieżka dźwiękowa była bardziej wyrazista, bogatsza w utwory, które weszłyby do kanonu. Tymczasem dostaliśmy coś solidnego, ale nie niezapomnianego.

Monika Kunecka

Kocha kino, sztukę i wszystko, co związane z kulturą. Największą przyjemność sprawiają jej seanse, które pozwalają na chwilę oderwać się od codzienności. Najbliższe jej sercu są filmy grozy, zwłaszcza te z elementami thrillera i akcji. Z sentymentem wraca do bajek z dzieciństwa, ale z równie dużym zaangażowaniem śledzi najnowsze kinowe i serialowe premiery. Szczególnie ceni produkcje tworzone z pasją – takie, w których widać serce, autentyczność i pełne zaangażowanie twórców.

Udostępnij: