Creed 3 – najnowsza część hitów dla fanów bijatyk na pięści

Bogdan Maliszewski7 września, 2025

Creed III domyka trylogię rozpoczętą w 2015 roku, kiedy to ambitny chłopak po raz pierwszy przekroczył próg restauracji Rocky’ego i poprosił go o pomoc w spełnieniu marzeń. Wtedy chciał zostać najlepszym bokserem świata. Dziś, po siedmiu latach, widzimy go jako spełnionego mistrza, który zdejmuje rękawice i schodzi z ringu bez sportowych rywali na horyzoncie. Ale to nie znaczy, że w jego wnętrzu nie żarzy się jeszcze płomień – wystarczy odpowiedni przeciwnik, by ogień buchnął pełnym blaskiem.

Creed 3 cały film po polsku – fabuła i ciekawostki

Scenarzyści Zach Baylin i Keenan Coogler doskonale to rozumieją. Zamiast wymyślać nową intrygę, wracają do korzeni i przeszłości Adonisa. Na światło dzienne wychodzą tajemnice, które dotąd jedynie muskały ekran – jego pobyt w poprawczaku, winy i błędy młodości. Tym razem rany zostają rozdrapane do samego dna. Przyznam, że wieść o udziale Cooglera budziła mój niepokój – w końcu to współautor fatalnego Kosmicznego meczu: Nowej ery. A jednak zaskoczył – tym razem w pozytywnym sensie.

Nowy Creed nie jest pozbawiony wad: momentami tempo narracji szwankuje, a film długo szuka właściwego rytmu. Gdy jednak przypomina sobie, że jest przede wszystkim widowiskiem sportowym, a nie melodramatem – potrafi zachwycić i dostarczyć dokładnie tych emocji, dla których kochamy tę serię. Na ekranie dostajemy dwie pełnokrwiste, długie walki bokserskie – dokładnie takie, jakich oczekują fani serii Rocky i Creed. Kamera łapie każdy detal, a same pojedynki nie sprawiają wrażenia teatralnych inscenizacji, tylko realnych starć, w których aż czuć pot i ciężar ciosów.

W rolach głównych Michael B. Jordan i Jonathan Majors

Michael B. Jordan i Jonathan Majors podeszli do swoich ról z pełnym zaangażowaniem fizycznym. Majors przeszedł prawdziwą metamorfozę – w Ant-Manie wyglądał imponująco, ale tutaj zamienia się w istną maszynę, górującą muskulaturą i charyzmą. Jako Damian budzi autentyczne przekonanie, że mógłby stanąć z każdym na ringu – i to bez cienia kompleksów. Sam konflikt między bohaterami został rozegrany fenomenalnie. Każde spojrzenie, każda wymiana zdań iskrzy napięciem, a gdy obaj stają twarzą w twarz, atmosfera gęstnieje jak przed prawdziwym nokautem. Creed III nie tylko pokazuje świetne bokserskie starcia, ale też sączy w tle gorzką mieszankę rywalizacji, zazdrości i dawnych urazów, które wracają ze zdwojoną siłą.

W 2015 roku Creed: Narodziny legendy w reżyserii Ryana Cooglera był powiewem świeżości – sportowym dramatem, który zachwycał precyzją, techniczną brawurą i prostą, ale szczerą opowieścią o determinacji, walce z przeciwnościami i trzymaniu się wartości. Do dziś pamiętna walka nakręcona w jednym ujęciu robi piorunujące wrażenie.

Tym bardziej boli fakt, że najnowszy Creed nie potrafi ani oczarować wizualnie, ani wywołać tych prawdziwych emocji, które zawsze były siłą napędową serii. Michael B. Jordan i jego ekipa odhaczają kolejne punkty zwrotne fabuły, które można przewidzieć bez trudu, jeszcze zanim się pojawią na ekranie.

To, co czyniło Rocky’ego i pierwszego Creeda wyjątkowymi, to emocjonalna stawka – każdy cios miał znaczenie, każda walka opowiadała coś o bohaterach. Tymczasem w Creed III akcja gna naprzód zbyt szybko, pozbawiając finał niezbędnej podbudowy. Gra, o którą toczy się bój, nie wydaje się ani wielka, ani angażująca. Szkoda, bo w niektórych wątkach krył się potencjał na coś ciekawszego i odważniejszego niż typowe widowisko bokserskie. Niestety, zamiast nowego rozdania dostajemy odgrzewany kotlet – historię pospieszną, przewidywalną i bez polotu.

Aż chce się wskoczyć w sportowe buty i pobiec na trening!

Mimo pewnych potknięć, reżyserski debiut Michaela B. Jordana zdecydowanie ma swoje mocne strony, które sprawiają, że historię Adonisa wciąż ogląda się z przyjemnością. Nawet jeśli same walki momentami ociekają przesadną filmowością, to trudno odmówić filmowi solidnego rzemiosła – kamera pracuje bez zarzutu, ścieżka dźwiękowa potrafi podbić emocje, a obowiązkowa sekwencja treningowa ponownie sprawia, że aż chce się wskoczyć w sportowe buty i pobiec na siłownię.

Ogromnym atutem jest też przeciwnik głównego bohatera – Damian Anderson. Skrojony podobnie jak Viktor Drago, to nie czarny charakter z kartonu, ale postać, której motywacje można zrozumieć, a momentami wręcz kibicować jego racjom. Jonathan Majors wnosi do roli taką intensywność, że wystarczy jeden grymas na jego twarzy, by nadać swojemu bohaterowi więcej głębi, niż przewidywał scenariusz.

Choć Creed III podąża dość wydeptaną ścieżką, nie można mu odmówić energii. Film szybko łapie tempo i trzyma je niemal do samego końca – dwie godziny seansu mijają błyskawicznie, nie dając widzowi miejsca na znużenie. To może nie przełom, ale wciąż kawał satysfakcjonującego kina sportowego.

Bogdan Maliszewski

Miłośnik kina i założyciel serwisu, który swoją pasję do filmów rozwija od najmłodszych lat. Zaczynał od fascynacji filmami akcji, a dziś z równym entuzjazmem śledzi premiery kinowe i przeszukuje katalogi platform VOD. Regularnie publikuje recenzje, aktywnie udziela się na forach i nie omija żadnej ważnej premiery. Największą sympatią darzy dynamiczne thrillery, inteligentne komedie oraz produkcje, które wciągają widza od pierwszych minut. Szczególnie ceni dobre scenariusze, budowanie atmosfery i silne emocje – od napięcia po wzruszenie.

Udostępnij: