
Przepisz poniższy kod
aby odtworzyć film
The Brutalist cały film rezonuje tematycznie z innym dziełem ubiegłorocznej premiery. Obraz Brady’ego Corbeta, zrealizowany na imponującej taśmie 70 mm, wygląda tak, jakby „Megalopolis” Coppoli powstało w latach 70. To jednak nie tylko kwestia ziarnistości i surowego uroku zdjęć, lecz także wspólnego ducha – skupienia się na artyście jako figurze tragicznej i niepokornej.
Głównym bohaterem „The Brutalist” jest architekt, wizjoner, który wiernie kroczy ścieżką brutalizmu – nurtu, którego manifestem staje się sama konstrukcja filmu. Jego dzieła nie są jedynie betonowymi strukturami – to emocjonalne pomniki traumy, bólu i niespełnienia. Bo sztuka, jak sugeruje film, nie powstaje w próżni – rodzi się z wnętrza człowieka, a jeśli dusza tego człowieka jest obciążona ciężarem historii, jak w przypadku bohatera ocalałego z Holocaustu, to i dzieło nabiera głębi trudnej do podrobienia.
To właśnie w tej szczerości i chropowatości tkwi siła filmu. Jest on – by odwołać się do trafnego określenia Jacka Dukaja – perfekcyjnie niedoskonały. Oddaje w betonie i geometrii, w światłocieniu i milczeniu, egzystencjalny krzyk człowieka, który za pomocą architektury próbuje opowiedzieć o świecie, w którym nie da się już żyć tak samo jak wcześniej.
Czy budowla filmowa, jaką wzniosł Brady Corbet – którego wielu widzów może kojarzyć bardziej z twarzy niż zza kamery – rzeczywiście stoi na solidnym fundamencie? Jednym z zarzutów wobec całego filmu The Brutalist online jest jego pretensjonalność. Trudno temu filmowi odmówić pewnego zadęcia – zdaje się, że chce być nie tylko oglądany, ale niemal czczony. Jeśli bohater akurat projektuje świątynię, to nie bez powodu – to symbol, ale też subtelny (a może właśnie zbyt nachalny) komentarz do samej konstrukcji dzieła. Film mówi do nas z góry – nie jak partner w dialogu, lecz jak prorok z ambony.
Złośliwi twierdzą, że to perfekcyjnie wykalkulowane arcydzieło – od formy, przez temat, po występy aktorskie, wszystko tu krzyczy: sztuka przez duże S. I może mają rację. Ale czy to źle? W końcu każdy film – niezależnie od gatunku czy stylu – jest z założenia machiną mającą wywoływać emocje. Zachwyt, wzruszenie, niepokój. Taka jest jego natura.
Krytyka, że The Brutalist cały film za darmo chce być zbyt idealny, wydaje się więc nieco chybiona. Bo przecież nikt nie tworzy filmu po to, by był nijaki. A jeśli ktoś twierdzi, że jest inaczej – cóż, chyba nie do końca mówi prawdę.
Zamiast skupić się na którejś z postaci i wydobyć z niej coś autentycznego, Corbet rzuca się w wir coraz bardziej widowiskowych zabiegów fabularnych, jakby próbował przykryć narracyjne niedobory fajerwerkami formy. Niestety, z chaosu, który sam stworzył, nie potrafi się już wydostać. W akcie desperacji zaczyna zamykać wszystkie wątki – nie po kolei, lecz niemal na raz – co prowadzi do wrażenia, że film kończy się trzy, a może nawet cztery razy.
Wciąż pozostając w cieniu Paula Thomasa Andersona, Corbet próbuje sięgnąć po podobnie dobitne metafory jak ta z finału Aż poleje się krew. Problem w tym, że jego gesty są zbyt oczywiste, zbyt wymuszone. A kiedy to nie przynosi oczekiwanego efektu, decyduje się na ostateczność: moralitet wypowiedziany prosto do kamery. Jakby chciał powiedzieć widzowi – jeśli nic z tego nie zrozumiałeś, to posłuchaj, bo teraz będzie wykład. Niestety, nawet ten gest nie domyka opowieści – jedynie odsłania jej konstrukcyjną bezradność.
Najmocniejszym tropem wydaje się być tu oskarżenie Ameryki – kraju, który obiecywał wszystko, a ostatecznie nie dał nic. Złudzenie amerykańskiego snu, rozbite o beton brutalizmu i o duszę emigranta. Tyle że ten wniosek, choć nośny, zostaje wypowiedziany już w pierwszych minutach filmu i od tego momentu zaczyna się powtarzać – jakby metraż ponad trzech i pół godziny miał go uzasadniać siłą objętości. Tymczasem nie uzasadnia. Rozwleka.
Miłośnik kina i założyciel serwisu, który swoją pasję do filmów rozwija od najmłodszych lat. Zaczynał od fascynacji filmami akcji, a dziś z równym entuzjazmem śledzi premiery kinowe i przeszukuje katalogi platform VOD. Regularnie publikuje recenzje, aktywnie udziela się na forach i nie omija żadnej ważnej premiery. Największą sympatią darzy dynamiczne thrillery, inteligentne komedie oraz produkcje, które wciągają widza od pierwszych minut. Szczególnie ceni dobre scenariusze, budowanie atmosfery i silne emocje – od napięcia po wzruszenie.
Komentarze
Sortowanie według najpopularniejszych