„Top Gun: Maverick” balansuje na granicy – z jednej strony przypomina, że czasami trzeba odpuścić i zostawić przeszłość za sobą, z drugiej zaś z rozkoszą zanurza się w nostalgii. I właśnie w tym tkwi jego siła. Sam Maverick to człowiek, który nie tylko zmaga się z własnymi demonami, lecz także z końcem epoki pilotów takich jak on. Słyszy, że nadchodzi nowe – bezzałogowe drony – i przyznaje rację. A jednak dodaje: „Ale jeszcze nie dziś”.

I rzeczywiście – nie dziś. Bo dziś wciąż jeszcze czekamy z wypiekami na twarzy, aż Maverick znów usiądzie za sterami. Wzruszamy się podczas jego spotkania z odchodzącym Icemanem (Val Kilmer powraca na ekran w poruszającej scenie). Uśmiechamy się, dostrzegając w Roosterze (Miles Teller) echo jego ojca, Goose’a. I mimo że od premiery pierwszego filmu minęły prawie cztery dekady, emocje wracają jakby czas wcale nie płynął.
Owszem, nostalgiczne spojrzenia wstecz mają tu swoje granice – i całe szczęście. Film Josepha Kosinskiego nie klęka przed oryginałem ani nie próbuje być jego pustą kopią (choć kilka scen na pewno rozpoznacie od razu). Gdy wydaje się, że historia podąży znanym szlakiem, reżyser zgrabnie zmienia bieg i pokazuje, że potrafi znaleźć balans. To opowieść o godzeniu się z przeszłością i o przekazywaniu pałeczki kolejnemu pokoleniu – historia, która ma własny charakter i nie boi się mrugnąć okiem do dawnych wzorców, jednocześnie dystansując się od patosu „jedynki”, gdzie patriotyzm portretowano niemal jako święty obowiązek.
Największe zaskoczenie? Bohaterowie – nawet jeśli nie są psychologicznie rozbudowani, w końcu przypominają ludzi z krwi i kości. Najlepiej widać to w Mavericku: nareszcie wiarygodnym, namacalnym, bliskim – od pierwszej minuty. A cała reszta? To tylko smaczne detale dodające całości autentyczności.
Top Gun: Maverick to widowisko, które udowadnia, że kino wciąż potrafi robić wrażenie – i to dzięki jednej z ostatnich prawdziwych gwiazd starej szkoły, Tomowi Cruise’owi. Film nie tylko dorównuje oryginałowi, ale pod wieloma względami go przewyższa. To produkcja, która umiejętnie łączy emocjonalne wątki z pierwszej części z nowymi elementami, pełnymi świeżości i osadzonymi w realiach współczesności.
Top Gun: Maverick to pokaz siły kina akcji – wzorcowe widowisko, które podnosi poprzeczkę, jeśli chodzi o autentyczność i pełne zanurzenie w fabule. Joseph Kosinski dokonał rzeczy trudnej: połączył szacunek dla klasyka z nowoczesnym podejściem, tworząc film, który nie tylko satysfakcjonuje fanów oryginału, ale też przyciąga widzów wychowanych na współczesnych blockbusterach, ceniących realizm i intensywność scen akcji. Dlatego odpowiedź jest prosta – jeśli wspomnienie pierwszego Top Gun wciąż wywołuje w Tobie nostalgię, nie zwlekaj. Idź do kina na Mavericka. Emocji i zachwytu na pewno Ci nie zabraknie.
Fabuła Top Gun: Maverick jest prosta i przewidywalna – ale to zupełnie nie szkodzi, bo najważniejsze i tak są popisy kaskaderskie. A te są absolutnie oszałamiające. Minimalna ilość CGI, maksymalna dawka realizmu – i Tom Cruise, który od lat stawia na prawdziwe kino akcji.
Oryginał sprzed 30 lat zachwycał, ale technologia ograniczała możliwości – ujęcia z kokpitów były cięte, a samoloty często pokazywano w sposób mocno umowny. Kontynuacja eliminuje te bariery i wynosi film na zupełnie inny poziom. Wszystkie sceny w kokpitach nakręcono naprawdę, w powietrzu. Aktorzy zostali przeszkoleni, by samodzielnie zasiąść za sterami, a tam, gdzie widzimy maszyny tuż nad ziemią – to faktycznie ktoś tam nimi leciał i to filmował. Efekt? Adrenalina podkręcona do maksimum i film, w którym trudno odróżnić, co jest efektem komputerowym, a co rzeczywistością. Jedno jest pewne – wygląda to fenomenalnie.
„Top Gun: Maverick” nie jest filmem bez wad. Fabuła bywa przewidywalna, romans Toma Cruise’a z Jennifer Connelly chwilami sprawia wrażenie doklejonego, a część nowej obsady nie wyróżnia się niczym szczególnym. A jednak – to wyjątkowa podróż w przeszłość, zrealizowana z pomysłem i szacunkiem dla oryginału. Film wykorzystuje nostalgię nie po to, by ją odgrzewać, lecz by stworzyć coś świeżego: historię, w której Maverick mierzy się ze swoją przeszłością i symbolicznie oddaje pałeczkę kolejnemu pokoleniu. A przy tym wszystkim – wygląda absolutnie oszałamiająco. To kino akcji w najczystszej postaci. Z czystym sumieniem polecam.
Miłośnik kina i założyciel serwisu, który swoją pasję do filmów rozwija od najmłodszych lat. Zaczynał od fascynacji filmami akcji, a dziś z równym entuzjazmem śledzi premiery kinowe i przeszukuje katalogi platform VOD. Regularnie publikuje recenzje, aktywnie udziela się na forach i nie omija żadnej ważnej premiery. Największą sympatią darzy dynamiczne thrillery, inteligentne komedie oraz produkcje, które wciągają widza od pierwszych minut. Szczególnie ceni dobre scenariusze, budowanie atmosfery i silne emocje – od napięcia po wzruszenie.