Zwierzogród na pierwszy rzut oka jawi się jako miasto nieograniczonych możliwości — różnorodne, nowoczesne i otwarte na wszystkich mieszkańców. Szybko jednak okazuje się, że to jedynie starannie podtrzymywana iluzja. Owszem, szanse istnieją, lecz dostęp do nich mają głównie nieliczni. Reszta musi radzić sobie po swojemu, często balansując na granicy prawa. Pod lśniącą fasadą kryją się nierówności, uprzedzenia, rasizm i ksenofobia.

Co więcej, nawet główna bohaterka w pewnym momencie orientuje się, że sama nie jest wolna od schematów myślenia. Lis przecież musi być cwany, królik powinien być naiwny — prawda? Twórcy świadomie bawią się tymi przypisanymi zwierzętom cechami, celowo je wyostrzając, tylko po to, by chwilę później wywrócić wszystko do góry nogami.
Właśnie w ten sposób poznajemy jedną z najbardziej zapadających w pamięć postaci — lokalnego mafiosa, „Krecika Chrzestnego” (moją osobistą perełkę), który pod czujnym okiem armii niedźwiedzi polarnych trzęsie całym przestępczym półświatkiem. Podobnie ironicznie wypada Flash — leniwiec obdarzony przewrotną ksywką, zatrudniony… w urzędzie miasta. Tam, w tempie godnym slow motion, stempluje dokumenty coraz bardziej zniecierpliwionych petentów.
Wszystkie te zabiegi są jednocześnie puszczeniem oka do widza i celnym komentarzem na temat stereotypowego myślenia, którym — często nieświadomie — posługujemy się na co dzień. Każdy z nich stanowi swoistą zwierzęcą trawestację realnych problemów społecznych, przeniesionych do pozornie utopijnego świata i przetłumaczonych na język animacji w taki sposób, by nie moralizować wprost, lecz skłaniać do refleksji. I to właśnie jest jeden z największych atutów Zwierzogrodu.
Gdy dodamy do tego sprawnie poprowadzony wątek śledczy, którego nie powstydziłyby się pełnoprawne kryminały, oraz intertekstualne mrugnięcie w stronę Ojca chrzestnego, otrzymujemy mieszankę niemal idealną. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Zwierzogród cały film powstał z myślą raczej o starszym widzu — jasno świadczy o tym ciężar poruszanych tematów, ale i postać „Krecika Chrzestnego”, jawnie inspirowanego Marlonem Brando.
Na koniec muszę przyznać, że z ogromną przyjemnością wyruszyłbym ponownie w podróż do Zwierzogrodu, by raz jeszcze odkrywać tę barwną, wielowarstwową metropolię. A posługując się adekwatną, zwierzęcą metaforą — wcale nie jest to niemożliwe. Bo jeśli kogoś stać na długie wysiadywanie złotych jaj, to właśnie Disneya. Po gigantycznym sukcesie W głowie się nie mieści trudno było oczekiwać, że Disney i Pixar bez trudu wskoczą na ten sam poziom. I faktycznie — nie do końca się to udaje, ale też nie ma tu mowy o rozczarowaniu.
To po prostu znakomite kino rozrywkowe. Nie znajdziemy tu rewolucji ani pomysłów, których wcześniej nie oglądaliśmy na ekranie, za to wszystko podane jest z imponującą precyzją: w idealnym tempie, bez fabularnych potknięć, z humorem i wewnętrzną logiką. To seans, podczas którego nie ma ani chwili nudy — co tym bardziej zaskakuje, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że jest to najdłuższy film animowany w historii Disneya (pomijając klasyczną Fantazję). Tak długi, że twórcy zrezygnowali nawet z tradycyjnej krótkometrażówki przed seansem — w przeciwnym razie zamiast 108 minut zbliżylibyśmy się niebezpiecznie do granicy dwóch godzin.
Polski dubbing, zgodnie z disneyowską tradycją, trzyma bardzo wysoki poziom. Julia Kamińska i Paweł Domagała w głównych rolach wypadają naturalnie i przekonująco, choć — nie ukrywam — już odliczam do wydania DVD, by móc posłuchać oryginalnej ścieżki dźwiękowej. Zwłaszcza że w drugoplanowych rolach swoje głosy podkładają m.in. Idris Elba i J.K. Simmons. Jedynym elementem wspólnym obu wersji językowych pozostaje Shakira — u nas i w USA śpiewa ta sama gwiazda, a na ekranie wciela się w wokalistkę Gazelę.
Odkładając na chwilę na bok ciężar tematów politycznych, społecznych i kulturowych, nie sposób nie zauważyć jednego: Zwierzogród działa znakomicie także jako… kryminał. Może nie aspiruje wprost do miana animowanego Chinatown — choć w pewnym momencie wyraźnie do niego mruga — ale tak udanego, króliczego kina noir nie dostaliśmy co najmniej od czasów Kto wrobił królika Rogera?. I mówię to całkiem serio. Są tu sceny zaskakująco mroczne, podszyte napięciem i niepokojem, choć całość równoważy feeria barw i frenetyczna energia rodem z Lego przygody. Rodzice młodszych widzów mogą więc spać spokojnie — o ile ich pociechy nie należą do wyjątkowo wrażliwych.
Na osobne brawa zasługuje formalna strona całego filmu Zwierzogród online. To animacja przemyślana w najmniejszym detalu: bogactwo faktur, imponująca różnorodność gatunków, drobiazgowość pojedynczych kadrów i genialne pomysły architektoniczne sprawiają, że Zwierzogród naprawdę żyje. Infrastruktura została tu zaprojektowana z myślą o bohaterach najróżniejszych rozmiarów — od żyraf po gryzonie z dzielnicy Chomiczówka (swoją drogą: kapitalne tłumaczenie Little Rodentia). I co najważniejsze: w przeciwieństwie do lwiej (tak, celowo) części animacji o antropomorficznych zwierzętach, tutaj nie mamy wrażenia, że bohaterowie zostali po prostu wrzuceni w ludzki świat. Jest dokładnie odwrotnie — to świat został zaprojektowany pod nich, z pomysłem, logiką i ogromną wyobraźnią.
Miłośnik kina i założyciel serwisu, który swoją pasję do filmów rozwija od najmłodszych lat. Zaczynał od fascynacji filmami akcji, a dziś z równym entuzjazmem śledzi premiery kinowe i przeszukuje katalogi platform VOD. Regularnie publikuje recenzje, aktywnie udziela się na forach i nie omija żadnej ważnej premiery. Największą sympatią darzy dynamiczne thrillery, inteligentne komedie oraz produkcje, które wciągają widza od pierwszych minut. Szczególnie ceni dobre scenariusze, budowanie atmosfery i silne emocje – od napięcia po wzruszenie.